Błądząc pomiędzy półkami Empiku można natknąć się na wiele rzeczy. Poradniki na każdą okoliczność, Kamasutrę dla początkujących, 1001 przepisów na dania z fenkuła (co to do cholery jest?!), czytającego "Miłość nad rozlewiskiem" staruszka albo elegancką kobietę przeglądającą najnowszy numer Vogue. Jak się ma szczęście, można znaleźć też sporo książek o dizajnie, architekturze i urządzaniu wnętrz, których treść (nie wiem, czy to nie za duże słowo) napisana chyba została przez jakąś amerykańską, znudzoną gospodynię domową albo strażaka, który po 30 latach służby odkrył w sobie nagle powołanie artystyczne. Czytałam już wiele książek o kolorach we wnętrzach. Tak tak tak, wiem już, że: beżowy jest praktyczny, ciemne kolory tylko do dużych wnętrz a jasne do małych, biały do wszystkiego pasuje, ale różowy to już niekoniecznie itd. I nagle moim oczom objawia się ONA. "Piękne kolory we wnętrzach" Stephanie Hoppen zilustrowana niesamowitymi zdjęciami Luke'a White'a odmieniła moje spojrzenie na kolory. Nagle, po 28 latach życia w przekonaniu, że niektóre kolory do siebie pasują a inne ABSOLUTNIE NIE dowiaduję się, że WSZYSTKIE KOLORY DO SIEBIE PASUJĄ. Wszystkie kolory są neutralne, tylko trzeba wiedzieć, jak ich używać! No normalnie dwa dni nie mogłam dojść do siebie! Czyż to nie jest odkrycie na miarę Nobla?! Autorka dzieli kolory na kategorie, a te znowu na podkategorie. I tak mamy na przykład: Złamaną biel (w której skład wchodzą podkategorie: od śniegu po pudding ryżowy, od masła po herbatniki i od owsianki po szpagat), szarość (i tutaj znowu: od srebra po mgiełkę, od drewna wyrzuconego na brzeg po słonia i od cienia po heban) itd...Pani Hoppen udziela praktycznych wskazówek (uprzedzając pytanie: nie, nie mądrzy się!) jak bawić się kolorami i fakturami, jak wykorzystywać barwy do własnych (czasami niecnych) celów i wreszcie, jak inaczej spojrzeć na wszystko to, co do tej pory wiedzieliśmy o barwach i sposobie ich łączenia. Zakochałam się w tej książce, pokazanych w niej wnętrzach i autorce, która kolory nazywa w tak apetyczny sposób, że po jej skończeniu będę chyba musiała iść na dietę:-)
A teraz na zachętę, kilka zdjęć (wybaczcie mi kiepską jakość, nie oddają one niestety uroku tych wnętrz):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz