niedziela, 11 listopada 2012

takie same

Lubię oglądać wnętrza cudzych domów. Tak samo, jak lubię oglądać ubrania mijanych na ulicy dziewczyn. Przyznaję, że robię to od dawna i z lubością. Jednak już od jakiegoś czasu czułam, że coś jest nie tak, że coś tu nie gra. Teraz już wiem co.
W S Z Y S T K O  J E S T  T A K I E  S A M O.
Oczywiście nie jest to nic nowego w świecie, w którym podczas "egzotycznej wyprawy" do Indii możesz wstąpić do burgerkinga a jadąc tokijskim metrem nagle dostrzegasz, że babeczka siedząca naprzeciwko ma takie same buty jak ty. Nie to, żebym była kiedykolwiek w Indiach, ani tym bardziej w Tokio, ale musicie przyznać, że fakt jest faktem. Moda się zunifikowała, sieciówki sprzedają TO SAMO w nieco jedynie zmienionych cenach (które niestety nie przekładają się na jakość).
Ale to już wiemy. Piszą o tym świetne dziewczyny: Styledigger i Ryfka, których blogi Wam serdecznie polecam.
Ja napiszę o domach, wynajmowanych pokojach, własnych i odziedziczonych po dziadkach mieszkaniach, które wyglądają tak samo. Na blogach znajduję mnóstwo zdjęć wnętrz, które są śliczne i czyściutkie (u mnie chyba nawet zaraz po sprzątaniu nie jest tak czysto), ale nijakie. Wyglądają jak reklama IKEA (którą uwielbiam) albo ilustracja do przewodnika o stylu skandynawskim (który uwielbiam). A przecież nie o to chodzi.
To, co wyróżnia nasz styl (czy to ubierania się, czy urządzania mieszkania) jest OSOBOWOŚĆ. Fred Davis w świetnej książce "Fashion, Culture, Identity" pisze, że osobowość napędza styl, jest jego paliwem. Bez osobowości nie ma NAS. Stajemy się tacy sami jak setki mijanych na ulicy ludzi. Unifikujemy się. I ta unifikacja przekłada się na to jak wyglądamy i jak mieszkamy. I, tak jak nie da się zbudować oryginalnego wizerunku podczas jednej wizyty w Zarze, tak nie da się urządzić domu podczas jednej wyprawy na Targówek.
Na blogach dominuje styl skandynawski we wnętrzach. Pełno w nich:
dywanów w czarno-białe paski (z IKEA), lamp industrialnych (również z IKEA, wersja dla snobów - z HK Living), poduszek w czarno-biały graficzny wzór (tak tak, IKEA), wrzosów w cynowych wiadrach, obrazków w czarnych ramach na tle białych ścian, niedbale rzuconych na kanapę owczych skór i szarych pledów, kuchni z otwartymi białymi półkami na których stoją starannie wybrane obrazki, świeczki (IKEA) i jakieś dziwne duże litery (o co chodzi z tym i cholernymi literami?!)
Wszystko w tych wnętrzach jest piękne, nowe, starannie dobrane. Wszystko jest bez skazy i bez charakteru. Nie widać w nich ludzi. Ich pasji, zainteresowań, słabości. Nie ma śladu durnych kolekcji i kiczowatych talerzyków odziedziczonych po babci.
Nie chcę, żeby mój dom tak wyglądał. Nie chcę go urządzić podczas jednej wizyty do sklepu z artykułami wyposażenia wnętrz. Dlatego przestanę się krzywić na myśl o tym, że mój mężczyzna chce powiesić nad kanapą plakat Legii. A co tam, w końcu to też jego dom.
pa!
   

1 komentarz:

  1. Soł tru!!! Sama czasami czuję się jak klon kolna, bo akceptowanie nowości w modzie zajmuje mi trochę czasu:)

    OdpowiedzUsuń