piątek, 7 marca 2014

plus size, curvy, okrągła, czyli jak nazwać normalną dziewczynę

Żyjemy w czasach, w któych wszystko jest na opak. Ludzi zapieprzających w korpo od świtu do nocy nazywamy szczęściarzami a tych, którzy żyją ze swoich pasji - przegranymi. Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy za pieniądze, któych nie mamy, żeby zaimponować ludziom, któych nie lubimy (kto to powiedział?). Zatrudniamy ludzi, którzy zaprojektują nasze życie od A do Z: architektów do urządzenia naszych domów (które często wyglądają jak katalogi salonów meblowych, są bezosobowe i smutnie idealne), dietetyków, żeby mówili nam co jeść, trenerów, by mówili nam jak spalić to, co zjedliśmy, stylistów, którzy doradzą nam co kupić by wyglądać świetnie i psychologów by pomogli nam się uwolnić od manii kupowania. Ostatnio czytałam świetny tekst w WO, "Cierpienie w supermarkecie" (?), po którym doznałam OLŚNIENIA: "... najpierw zachęcają nas do kupowania, a potem płacimy, żeby się tego pozbyć".
No ale do rzeczy. Dwa tygodnie temu postanowiłam napisać o dzewczynach. A może bardziej o tym, jak wyglądają normalne dziewczyny, bo wszędzie po oczach biją te chudziutkie, malutkie patykowate i zaczynało mi się powoli wydawać, że istnieje tylko jeden rodzaj kobiet. I wpadłam w przerażenie. Takiej traumy leciutkiej się nabawiłam, bo w sieci można znaleźć tylko dwa i do tego skrajne: anorektyczki i te chorobliwie wręcz otyłe. A co z normalnością do cholery???
 

Co z kobietami, które ważą tyle, ile ważyć powinny, mają idealne BMI a przy tym piękne, kobiece kształty, czyli (na wypedek, gdyby ktoś zapomniał już co odróżnia kobietę od mężczyzny) niedoceniane dzisiaj biodra i piersi? One nie istnieją. Dwa tygodnie zajęło mi zgromadzenie kilku zdjęć przedstawiających takie własnie dziewczyny i wszystkie one były opisane jako "curvy" (okrągła), plus size (tego chyba nie trzeba tłumaczyć", albo "full figure" (pełna figura). CZY KTOŚ MOŻE MI TO WYJAŚNIĆ?!
Zresztą, sami zobaczcie, co w dzisiejszym świecie znaczy być grubą dziewczyną:



 
 



zdjęcia: pinterest.com


I powiem Wam coś szczerze. Mam trzydzieści lat. Całe życie walczyłam ze swoją wagą. I wiecie co? Dzisiaj mam to w dupie. Mam trzy dychy na karku, świetne cycki i biodra. I nikogo nie będę za to przepraszać.


Reszta zdjęć na domowym pintereście, czyli tutaj.
Pa!

8 komentarzy:

  1. Amen! Rozumiem, popieram, w pełni się zgadzam. Lubię swój 38 czasem wpadający w 40 i nigdy nie byłam na żadnej diecie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ Ty umiesz mądrze pisać!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. jedni chca być szpuplejsi drudzy mieć ciut więcej tu i tam..a media kreuja to co widzimy...smutne to jakieś takie .. ze wszytskich gazet i tv jeden wzór

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M-lena dokładnie. Dmutne jest to, żę następne pokolenia kobiet rosną w poczuciu, że nigdy nie będą tak piękne jak te, które widzą w magazynach.

      Usuń
  4. I tak trzymaj. Kobieca figura jest bardzo sexy! Ja niestety nie akceptuję swojej figury i swojego 38. Kiedyś (czytaj przed ciążą) nosiłam 34 i powiem szczerze jak na spowiedzi - było mi z tym lepiej. Ale zgadzam się, że media propagują tylko i wyłącznie anorektyczną sylwetkę, a taki obraz kobiety jest w większości przypadków chory (większość kobiet, aby wyglądać jak uciekinierka z obozu musi się praktycznie głodzić). Miejmy nadzieję, ze to się zmieni, bo moda zatacza koło i może niebawem to właśnie rozmiar 38 będzie tym wzorcowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Violetta, ja kiedyś postawiłam sobie za punkt honoru mieć 34-36. Udało mi się, ale wcale nie byłam szczęśliwsza. Teraz mam 38 i wiem, że bycie dumnym z tego, jak wyglądasz wcale nie zależy od rozmiaru, ktory nosisz:-) Jeśli rzeczywiście TOBIE jest źle ze swoim rozmiarem, to warto dążyć do tego, żebyś się czuła lepiej. Ale dążenie do jakiegoś bliżej niesprecyzowanego ideału po to, by INNI zaczęli uważać Cię za piękną, to GŁUPOTA:-)

      Usuń
  5. Dobrze napisane:) Powiem Ci jednak jedno - najwięcej złego robią kobietom inne kobiety;) Wiem, wiem - nic odkrywczego. :)
    Jestem niską kobietą. Przez to widać u mnie było (i jest) każdy nadprogramowy kilogram;). Miałam jednak w życiu kilka sytuacji, kiedy waga spadła mi na prawdę drastycznie, choć na krótki okres. Nie rozumiem dlaczego akurat wtedy dopadała mnie lawina komplementów - od kobiet właśnie. Sina, zmęczona twarz bez uśmiechu nie była ważna, a wystające obojczyki i kolana tak?
    No nic, szybko wróciłam do zdrowia ... i znowu słyszałam: "że szkoda".
    Do akceptacji swojego ciała prawdopodobnie trzeba dojrzeć. Ja wciąż się tego uczę, ale pocieszające dla mnie jest to, że coraz mniej czasu mam na tego typu problemy;) Myślę też, że jest we mnie sporo bardziej dotkliwych kompleksów - zupełnie nie związanych z wyglądem i kilogramami;) Pozdrawiam i pędzę po czekoladę:)

    OdpowiedzUsuń