Prawdziwy domator zapewne nie raz szukał wymówki, żeby już wracać do domu. Ja mam na swoim koncie rasowe ściemy, klasyki - można by rzec - takie jak: nie wyłączyłam żelazka, chce mi się spać, boli mnie brzuch/głowa/noga, mam dużo pracy/gości/wymianę rur itd. I z błogim spokojem zostawałam w domu, zakładałam ulubiony dres, robiłam sobie kawę/drinka i z sadystyczną wręcz rozkoszą myślałam o tych wszystkich nieszczęśnikach, którzy muszą się męczyć w tych klubach z dziwną muzyką i zatłoczonych knajpach. A ja tymczasem sobie siedzę zrelaksowana w swoim DOMU, pod ulubioną kołdrą i mam ich wszystkich w głębokiej pogardzie hehehehehe!!! (złowrogi śmiech jak w bajkach).
Kiedyś gdzieś przeczytałam o nowym społecznym trendzie (teraz już chyba nie jest taki nowy), w którym chodzi mniej więcej o to, że ludzie zaszywają się w swoich domach i do tych domów przenoszą wszystkie życiowe aktywności. Mówiąc prosto - nie wychodząc z domu: pracują, kupują, spotykają się z przyjaciółmi, oglądają filmy, ćwiczą etc.
Trend zwie się COCOONING (od ang. cocoon, czyli kokon). Chodzi o to, że skoro DOM daje Ci poczucie bezpieczeństwa, skoro czujesz się w nim dobrze - to po co go opuszczać? Budujesz sobie zatem taki bezpieczny kokon, który chroni Cię przed światem zewnętrznym.
Dziwne? Może trochę, ale z drugiej strony...
Denerwują Cię ludzie, którzy przychodzą do kina z torbami popcornu i litrową colą, szeleszczą, gadają, komentują, siorbią? To po co chodzisz do kina, skoro możesz obejrzeć film w domu, siedząc na swojej wygodnej kanapie w rozciągniętym dresie i skarpetkach nie do pary, pijąc herbatę z ulubionego kubka? Stresują Cię wielkie centra handlowe, w których ludzie z obłędem w oczach biegają po zatłoczonych sklepach? Przecież możesz kupić wszystko nie wychylając nosa z domu. Denerwują Cię restauracje, w których kelner robi Ci łaskę, że do Ciebie podchodzi a jedzenie jest niedobre i cholernie drogie? Nic prostrzego, niż zaprosić znajomych (a czasami i nieznajomych) do najmniejszej restauracji świata, jaką jest Twój dom. Praca? Po co się męczyć z tłumem ludzi na tak zwanym ołpenspejsie i wysłuchiwać setki rozmów telefonicznych w tym samym czasie skoro możesz pracować we własnym łóżku, nie wychodząc z domu?
Oczywiście cocooning może przybierać bardzo skrajne formy (typu ŚWIAT JEST ZŁY DLATEGO NIGDY JUŻ NIE WYJDĘ Z DOMU), ale prawdziwemu domatorowi (takiemu jak autorka niniejszej niezgrabnej, bo pisanej na kolanie notki) aż ślinka cieknie na samą myśl.
Nie wychodzić z domu
To jak melodia dla moich uszu...
A jakie wymówki Wy stosujecie żeby zostać w domu?
Pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz