czwartek, 26 czerwca 2014

zaDOMowienie

Tak sobie myślę, że wprowadzanie się do nowego mieszkania jest jak początek związku - przez pierwsze kilka miesięcy analizujesz każde słowo i zastanawiasz nad każdym krokiem (oczywiście wtedy, kiedy akurat nie panikujesz, że on nie dzwoni), a przed randką przebierasz się sto razy itd. Z czasem jednak pojawia się poczucie pewności i, wraz z nim, przychodzi spokój.
Z naszym domem było dokładnie tak samo. Na początku setki analiz i egzystencjalnych pytań o płytki/fugi (uwielbiam fugi!)/podłogi, doprowadzanie do łez i ataków histerii pracowników marketów budowlanych oraz wieczne zmiany zdania i - co za tym idzie - wielokrotne wymiany czego-się-tylko-da), bieganie za każdym gościem ze szmatą i kupowanie hurtowych ilości dodatków po to tylko, żeby je za chwilę opchnąć na allegro.
I nagle przychodzi taki dzień, który przynosi ze sobą spokój. I zupełnie niespodziewanie człowiek się ZADOMAWIA. I zaczyna patrzeć na wszystkie niedociągnięcia i nieudane pomysły tak, jak patrzy się na wady ukochanej osoby. Nadal Cię wkurwiają, ale jakoś łatwiej z nimi żyć. No bo to w końcu miłość, nie?

 
Pa!

3 komentarze:

  1. Pięknie napisane:-).
    Zadomowienie... hmm. To dziwne - uwielbiam zmiany (wszelkie - od poszewek po wymiany mebli), ale poczucie zadomowienia nieodzownie kojarzy mi się ze stałością! Stałym adresem zamieszkania, stałym układem pomieszczeń, mebli, a nawet niektórych dodatków.
    Choć niespokojna ze mnie dusza (od lat nie mieszkałam pod jednym adresem dłużej jak 2 i pół roku), mam wrażenie, że dom, to miejsce, w którym wszystko ma swoje miejsce i jest na miejscu, dom to miejsce, które znamy lepiej niż samych siebie.
    Kiedy odwiedzam domy, w których od wielu, wielu lat nic się nie zmieniło (nawet zasłony wiszą te same), mam poczucie, że ci ludzie (choć nie zważają i nie gonią za zmieniającą się modą wnętrzarską) czują się w swoim niemodnym, "nietopowym" mieszkaniu właśnie jak w domu, po prostu u siebie.
    Czy ja - wciąż bojąca się o to, czy moje mieszkanie spełnia standardy i czy "wtajemniczeni", tj. znawcy wnętrz nazwali by je choć ładnym - poczuje się kiedyś jak w domu? W swoim domu?
    Czasami zastanawiam się, czy my - fanatycy wnętrz (chyba można nazwać tak kogoś, kto pół swego życia siedzi z wypiekami na twarzy we wnętrzarskim "światku") nie przesadzamy?
    Tak jakoś popłynęłam...
    Pozdrawiam. Viola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Viola, PIĘKNIE to napisałaś!
      W pewnym momencie zaczęłam samą siebie pytać DLA KOGO ja urządzam mój dom i komu on ma się podobać? Oczywiście chciałam, żeby wyglądał jak z tych wszystkich pięknych wnętrzarskich magazynów i nijak mi to nie wychodziło. Ale wiesz co? Chrzanię to. Pewnie, że nasze 49-metrowe M2 nie jest doskonałe. Ale jest NASZE. Lista moich "porażek" urządzeniowych jest bardzo długa, ale każda mnie czegoś nauczyła (chociażby tego, że należy zlikwidować kaloryfer umiejscowiony prawie na środku ściany, na której planujesz powiesić telewizor). I po miesiącach zastanawiania się, w jakim stylu chce urządzić mieszkanie i jakie meble/dodatki będą do tego stylu pasować wiem jedno: chcę, żeby ono było W MOIM STYLU.
      Pozdrawiam!
      Kasia

      Usuń
  2. zapraszamy do nas: www.wnetrzekuchni.pl - poszukujemy blogów o tematyce meblarskiej i wnętrzarskiej.

    OdpowiedzUsuń